Niedaleko od Reykiaviku, niecałe 2 i pół godziny jazdy drogą numer 1, trafiliśmy do miejsca, w którym po raz pierwszy poczuliśmy prawdziwą magię Islandii. To była miłość od pierwszego wejrzenia, kiedy tylko stanęliśmy na zboczu 120-metrowego klifu. Dyrrhólaey tylko potwierdza to, co już w zasadzie wiedzieliśmy wcześniej – natura maluje najpiękniejsze obrazy.
Dyrrhólaey – Door Hill Island
Język islandzki może wydawać się bardzo skomplikowany, ale po poznaniu kilku słów, łatwo można się zorientować, że Islandczycy w bardzo obrazowy sposób nazywają miejsca. :))) Dyr – drzwi, hóla – dziura, ey – wyspa, a więc mamy wyspę z dziurą/bramą. Dyrrhólaey pierwotnie był wyspą, powstałą w skutek wybuchu podwodnego wulkanu, która później dołączyła do lądu, tworząc niewielki półwysep. A reszty etymologii nazwy łatwo się domyśleć, nie trzeba być Sherlockiem. :)))
W 1993 roku, znalazł się śmiałek imieniem Tom Tailor, który przeleciał przez łuk awionetką. Znając nieprzewidywalność islandzkich wiatrów, to było prawie jak igranie ze śmiercią.
Łuk na Dyrrhólaey – według wielu największa atrakcja na całym półwyspie
Czy największa, nie wiemy, ale na pewno najbardziej rozpoznawalna. Sam łuk, powstał na wskutek erozji, tworząc malowniczą arkadę w tworzącym Dyrrhólaey cyplu, którą można zobaczyć na wielu, wielu zdjęciach z Islandii. Jest tak znany, że w zasadzie większość wycieczek, tak teraz generalizujemy, ogląda go, robi fotki i wraca do samochodów lub autobusu, zupełnie nie zwracając uwagi na krajobrazy, które mają za plecami. Nam osobiście przypadły bardziej do gustu widoki rozpościerające się po drugiej stronie klifu i to w nich zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Czasami bardzo warto spojrzeć się za siebie. :)))
Siedlisko ptaków
Podobno to jedno z miejsc, gdzie możemy zobaczyć maskonury. Jeśli ktoś nie wie, jak wygląda maskonur, poniżej zdjęcie (photo by Wynand van Poortvliet on Unsplash) – coś na kształt papugi skrzyżowanej z kaczką. Maskonury są jednym z bardziej rozpoznawalnych symboli Islandii. Nam niestety te małe potworki jeszcze się nie pokazały, mimo, że szukaliśmy ich nie tylko tutaj. Nadal jednak nie straciliśmy nadziei, że uda nam się je zobaczyć – mamy czas do połowy sierpnia, a później wracają na otwarte wody oceanu. A może Wy mieliście więcej szczęścia od nas?
Na Dyrrhólaey żyje również cała masa innych ptaków, w przeważającej większości mew i nurzyków. Niejednokrotnie, podróżując po Islandii, mieliśmy wrażenie, że to niemal ptasi raj. I nie tylko ze względu na sprzyjające warunki, dostępność pokarmu, ale również ze względu na opiekę samych Islandczyków. W okresie lęgowym wjazd na Dyrrhólaey może być ograniczony. Zdarzało się, że półwysep był całkowicie zamknięty w okresie maja i czerwca. To miła odmiana, widzieć, że jednak czasami natura jest ważniejsza od pieniędzy. Wybierając się na Dyrrhólaey warto sprawdzić informacje wcześniej. My nieświadomi niczego, pierwszego dnia odbiliśmy się od zamkniętej bramy i miłej pracowniczki parku, która nas poinformowała, że wjazd na Dyrrhólaey, od początku maja do połowy czerwca, jest możliwy tylko do godziny 18:00. Jeśli mieliście taki sam plan jak my – podziwiać zachód słońca, to nici z tego pomysłu, chyba, że podreptacie na nogach. :)))
Dyrrhólaey – obowiązkowa pozycja „must to see” południowej Islandii
Dla nas to na pewno jedno z piękniejszych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy na Islandii. Być może ze względu na pogodę, która nas rozpieszczała podczas całego wyjazdu, a musicie wiedzieć, że słońce na Islandii to prawie jak trafić 6 w Lotto, no może 5. :))) Podziwianie rozległego krajobrazu, który ścielił się przed naszymi oczami, pięknego nieba, oceanu w połączeniu z czarnym wybrzeżem, było naprawdę magiczny doznaniem. I tego samego Wam życzymy!
Jesteście w okolicy? Koniecznie zobaczcie również:
- Surrealistyczny wrak samolotu Dakota, który znajduje się na czarnej plaży Sólheimasandur.
- Czarną piękność Reynisfjara, która została uznana za jedną z najpiękniejszych nietropikalnych plaży świata.
Niesamowite krajobrazy, od razu widać ,że to nie nasz kraj 🙂
Jak dla mnie to tylko trochę za zimno 🙂
Jest zimniej niż w Polsce, ale szybko się do tego przyzwyczailiśmy. A co ciekawe, to zimy wydają się być mniej mroźne niż u nas. 🙂
Widoki bajkowe! Do Islandii się wybieramy, może nawet jeszcze w tym roku… 🙂
Dajcie znać, jeśli będzie Wam potrzebna jakaś pomoc. 🙂
Piękne widoki. Cudowne miejsca.
wow. takie widoki to jest coś 😀
Piękne zdjęcia i widoki i wspomnienia do końca zycia
To niesamowite, co natura potrafi stworzyć. Piękne miejsce, ten krajobraz – zdecydowanie się rozmarzyłam
Islandia jest zdecydowanie przepiękna! Gdyby nie rozłąka to bardzo zazdrościlabym Mężowi, że przyjdzie mu mieszkać tam kilka miesięcy!
Po pierwsze ale zdjęcia! Wow po drugie jakie.widoki wow razy dwa!!!! Szacun
W tak pięknym miejscu nietrudno zrobić ładne zdjęcia. To naprawdę raj dla fotografów. :)))
Przepięknie i magicznie. Uwielbiamy takie miejsca i wyjątkowe krainy. Może i my kiedyś tam dotrzemy? 🙂
Zapraszamy – z chęcią będziemy służyli radą. :)))